niedziela, 24 września 2017

OD Elayny

Siedziałam w barze, patrząc na wszystkich wokół. Chyba udało mi się pozostać nie zauważonym. Kione, usiadł obok mnie. Mój kochany towarzysz... Ciekawe, czemu jeszcze mnie nie zabił.
- Może dlatego, że znam cię od urodzenia? - spojrzał na mnie, a ja wywróciłam oczami. No tak, znał mnie przez te 120 lat. Mnie i mojego "zaginionego" brata. Szkoda, że jestem hybrydą... Tyle bym z nim zdziałała... Może dałabym radę go nawet odnaleźć. Wzięłam głęboki wdech.
- Co podać? - z moich rozmyśleń, wybudziła mnie kelnerka. Przyjrzałam się jej. Wyglądała jak człowiek, więc zapewne nie widzi Kione. Wzięłam głęboki wdech.
- Cappuccino i to... Amerykańskie śniadanie - spojrzałam na kelnerkę kątem oka, a ta przytaknęła, zapisując zamówienie i odeszła za ladę. Ponownie zaczęłam się bawić małym cieniem wokół palców. Siedziałam w kącie, mało kto na mnie patrzył. Wzięłam głęboki wdech, a cienisty towarzysz, zatrzymał moją rękę.
- Aż tak ci blisko do śmierci? Nie wszyscy ludzie, patrzą na ciebie neutralnie, pamiętaj o tym. A mi jeszcze daleko do śmierci.
- Przesadzasz, Kione... - oparłam się o oparcie i zamknęłam oczy. W sumie miał rację, nie każdy człowiek patrzy na nadistoty, neutralnym spojrzeniem. Niektórzy, nawet znałam takich ludzi, którzy podbijają serce nadistot, żeby potem, zadać im cios prosto w serce i to dosłownie. Usłyszałam otwieranie drzwi. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na dziewczynę, którą dobrze znałam. Była to Mizu. Stu procentowa, czystej krwi, syrena.
- Cześć, Mizu.
- Cześć Elay. Cześć Kione - Mój towarzysz na jej słowa, tylko skinął głową. Kione był wyjątkowym cieniem, bo tylko on mnie znał dobrze i tylko on wiedział, kiedy i co powiedzieć. Pomagał mi, jest to mój przyjaciel i brat, którego straciłam. Zamknęłam ponownie oczy.
Nikt, nigdy nie pokocha takiej słabej i naiwnej nadistoty jak ty! Jesteś słaba i głupia! Ciekawe, kiedy to do was dotrze, Szlamy!
Natychmiast mi podskoczyło ciśnienie. Szlama... Najgorsze słowo, które mogłoby istnieć. Szlama. Nietolerancyjne sformułowanie hybryd lub nadistot. Wzięłam głęboki wdech, siadając, lekko przygarbiona.
- Co jest, Elayna?
- Wspomnienia i tyle. Szkoda gadać.
- Ciągle o nim myślisz? - złapała mnie za rękę i się lekko uśmiechnęła. Ta, ona zawsze wiedziała co zrobić, żeby mi poprawić humor. Uśmiechnęłam się ledwo na jej gest. Cień wtulił się w moją szyję. Wiedział, jak bardzo lubię, gdy to robi. Gdyby był to materialny mężczyzna, to bym za niego wyszła.
- Wiem o tym, Elay - uśmiechnął się, a jego kły poprawiły mi znacznie humor. Spojrzałam na Mizu.
- Będzie Iv?
- Tia, dzwoniła do mnie, trochę się spóźni. Słuchaj, mam pytanie - wyjęła notatki i mi pokazała szkic - wiesz, co to może być? - wzięłam jej notatnik i przyjrzałam się człowiekowi, co miał przecięte nogi, które leżały obok. Cięcie było profesjonalne, tylko cień, mógł coś takiego zrobić.
- Obstawiam, że to ktoś, sprzed stu lat. Poznaję po tym, że tkanki nie krwawią.
- Co masz na myśli?
- Gdy cień zadaje cięcie, natychmiast zrastają się tkanki i żyły. Nie możliwe, żeby to coś, zginęło przez cień, bez rany kutej. Taki człowiek bez nóg, mógłby przeżyć, dlatego niektórzy lekarze sięgają po pomoc takich jak, ja.
- Ale ty jesteś hybrydą.
- Chodziło mi o rasę cienia. - poprawiłam ją, żeby zrozumiała, co mam na myśli. Dziewczyna sięgnęła po wodę, od razu polewając się w okolicach szyi. Wzięłam głęboki wdech, bawiąc się widelcem.
- Ej...
- Dlaczego jestem hybrydą...?
- Skarbie, byłaś jedną z pierwszych hybryd na świecie. Powinnaś się cieszyć.
- Nikt z ludzi nie może zobaczyć Kione, Ivette, też. To nie jest fajnie, gdy wszyscy na ciebie patrzą jak na wariatkę, bo nie widzą twojego przyjaciela... - zaczęłam głaskać Kione za uchem.
- Kiedyś, twoja krew ci uratuje życie. - uśmiechnęła się w moją stronę. Wywróciłam oczami, a kelnerka podała mi zamówienie.
- Coś dla pani?
- To samo, co przyjaciółka - Gdy kelnerka odeszła, wzrok syreny, jakby stał się pusty.
- Co jest?
- Zaraz przybiegnie Iv, potrącając kelnerkę z gorącą kawą...! - gwałtownie się podniosła i złapała Iv, zanim wpadła na kelnerkę.
- WOAH! - wyprostowała się - dzięki Mizu.
- Nie ma za co - podeszły do mnie i usiadłyśmy w jednym gronie.
- Co cię tak złapało, że aż tu przybiegłaś? Nie wspominając o tym, że gdyby nie Mizu, to byś została oblaną gorącą kawą.

<Iv? tłumacz się>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz